sobota, 23 lutego 2013

Rozdział Drugi

Bardzo mi przykro Harry, lecz twoje dni są policzone.


 Czemu ja to robię? Zabijam. Zabijam ludzi i na dodatek tego nie żałuję. Z perspektywy człowieka, to okropne. Jednak dla zwykłych istot, sam nasz gatunek przytłacza ich o obrzydzenie i...strach. Teoretycznie, nikt nie wierzy, że wampiry istnieją. Praktycznie, każdy czuję wewnętrzne przerażenie na dźwięk nazwy naszej rasy i dreszcze grozy na myśl o nas. Boją się. Dlatego musimy żyć w ukryciu. Nikt nie może dowiedzieć się o nas, ponieważ zapanowałby wewnętrzny chaos.
 Istnieją również wampiry, które nie mają żadnego szacunku dla ludzi. Uważają ich za podrzędne - Co ma w sobie źdźbło prawdy - I głupiutkie zbiorniki pożywienia. Lecz ja do nich nie należę. W końcu staram się żyć jak człowiek. 
 Ale wracając do tematu. Nie mam poczucia winy, nie dręczy mnie sumienie. Według mnie, jeśli Bóg stworzył nasz gatunek, musiał mieć w tym jakiś ukryty cel. Jak widać tak miało być. Mieliśmy zabijać. I nie żałować. 
 Chciałabym poruszyć jeszcze jeden temat. A mianowicie, co dalej? Kiedyś świat musi się skończyć. Taki jest bieg rzeczy. I co w takim momencie dzieje się z nami? Z czarnymi owieczkami? Wiele moich braci i sióstr uważa, że nie ma drugiego świata. I znów możemy zauważyć różnicę pomiędzy nimi, a mną. Jestem dobrym wampirem (O ile wampir może być dobry), dlatego uważam, że czeka mnie niebo. Dlaczego akurat niebo? Ponieważ jesteśmy za silni dla szatana. On też się nas boi. Siejemy strach i grozę. Zwiastujemy śmierć samym swoim pojawieniem się. 

I'm your death love. 

 Z hukiem zatrzasnęłam drzwiczki od mojej szafki. Podciągnęłam torbę na ramieniu i wolnym krokiem skierowałam się do sali języka angielskiego. Po przekroczeniu progu, znów uderzyła mnie silna, przyjemna woń. Niechętnie spojrzałam na starszą kobietę w czerwonej marynarce, która ledwo sięgała do jej wcięcia w tali. Choć, co ja mówię? Wcięcie w tali? Nawet ja, z niesamowicie wyostrzonym wzrokiem musiałam się dokładnie przyjrzeć, aby takowe zauważyć. 
 Ze znudzoną miną mijałam znane mi już twarze uczniów. Zadowolona usiadłam na swoim miejscu, tuż obok Harry'ego. Z wielką ekscytacją pociągnęłam nosem i wyczułam, że niebiański zapach krwi, tym razem łączy się z jeszcze jedną wonią. Domyślałam się, że to pewnie są perfumy chłopaka, lecz dręczyła mnie nie świadomość. Nie mogłam rozszyfrować poszczególnych aromatów. Czekolada? Nie. Letnie kwiaty? Pomieszanie imbiru i kawy? A może pomarańcza i fiołki ogrodowe? Lecz po dłuższym przemyśleniu, może to też być róża i kwiat kwitnącej wiśni. W każdym bądź razie, pachniał fantastycznie.
 Wyjęłam książki z plecaka i równo ułożyłam je na mojej części ławki. Złączyłam swoje palce u dłoni i podparłam na nich swoją głowę. Z uśmiechem na ustach, kątem oka spojrzałam na towarzysza. Mam plan. Wiem co dalej. Bardzo mi przykro Harry, lecz twoje dni są policzone. Ale tym razem, nie chcę szybkiego wbicia kłów w szyję i po sprawie. Chcę zabawy. Jego zapach jest zbyt cenny, aby tak po prostu go nie wykorzystać. Nie delektować się nim. Ale aby osiągnąć swój cel, muszę się do niego zbliżyć.
- Harry? Dobrze zapamiętałam? - Spytałam i podniosłam jedną brew do góry.
 Nie sądziłam, że granie głupiej tak łatwo mi wyjdzie. W rzeczywistości, absurdalne jest abym zapomniała jakiejkolwiek rzeczy, a co dopiero imienia wybranego. 
- Harry Styles. Dziwne, że o to pytasz...nigdy o mnie nie słyszałaś? - Posłał mi niezręczne spojrzenie. 
 Zdziwiło mnie jego pytanie. Był kimś sławnym, czy za takiego się tylko uważał. Wracając tu, mogłam zagłębić się trochę w dzisiejszą kulturę tego kraju.
- One Direction? Nigdy nie słyszałaś o takim zespole? Myślałem, że znają nas na całym świecie... - Mruknął, widząc mój zdezorientowany wyraz twarzy.
- Wiesz, nie interesuję się zbytnio muzyką. - Odpowiedziałam. 
- Panno Anders i Panie Styles! Czy ja Wam czasem nie przeszkadzam? Jeśli chcecie poflirtować, to idźcie na randkę. - Usłyszałam wkurzający głos nauczycielki.
 Zauważyłam, że Kędzierzawy zaczerwienił się na jej słowa. Słodko wyglądał oblany gorącym rumieńcem. Miałam wrażenie, że w tym momencie krew w jego policzkach wprost krzyczała do mnie. Jednak jeszcze na to nie pora. 
 Do końca lekcji starałam się siedzieć spokojnie i niczym się nie rozpraszać. W głowię, kłębił mi się już plan mojego działania. Nie musiałam się martwić, że czegoś nie wyciągnę z lekcji. Przerabiałam ten materiał już z...dużo razy. 
 Kiedy zadzwonił upragniony przez wiele osób dzwonek, jak to mam w zwyczaju, szybko poderwałam się z miejsca i wyszłam z klasy. Chciałam iść w kierunku sali biologicznej, jednak zwolniłam, kiedy usłyszałam moje imię za plecami. 
- Czemu Cię wczoraj nie było na następnych lekcjach? - Zapytał Loczek, kiedy mnie doścignął.
- Coś mi wypadło. - Z moich ust wypadła szybka odpowiedź. 
 Chłopak nerwowo podrapał się po karku i poprawił swoje bujne loki. Swoją drogą, miał piękne włosy. Ciekawe ile dziewczyn już na nie i swoje zielone oczy uwiódł? Jeśli jest tak jak mówi, i jest jakimś tam bożyszczem nastolatek, to aż się boję.
- A wiesz, bo ja pomyślałem, że może się dziś spotkamy? - Wypowiedział te słowa bardzo cicho. 
 Popatrzyłam na niego zaskoczona. Czy on właśnie zaprasza śmierć do domu? To jakby powiedział Cześć, możesz mnie zabić! Ten facet nie wie w co się pakuję. Jednak jeśli tak bardzo chcę uprościć i skrócić mój plan, to z wielką chęcią się zgodzę. 
- Jasne! Może u Ciebie? 
- Daj mi swój numer telefonu, a wyślę Ci swój adres. - Jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, a w policzkach ukazały się uroczę dołeczki. 
 Błyskawicznie wyciągnęłam telefon z kieszeni moich jasnych jeans'ów i ukazałam na wyświetlaczu dobrze mi znany ciąg cyfr. Styles przepisał go do swojego urządzenia i razem weszliśmy do klasy. Ta lekcja, tak samo jak pozostałe, minęły dość szybko. Około piętnastej wyszłam z budynku szkoły i pognałam do swojego domu. Po drodze dostałam sms z adresem i godziną spotkania. Według mojego zegarka, mam jeszcze dwie godziny. 
 Jeśli chcę aby wszystko poszło po mojej myśli, muszę zrobić dobre wrażenie na mężczyźnie. Wskoczyłam pod prysznic i szybko się umyłam. Wyszorowałam jeszcze raz zęby i zrobiłam nowy makijaż. Wysuszyłam włosy i ledwo je rozczesałam. Zapomniałam oczywiście, że wampirze kołtuny czeszę się inaczej niż ludzkie. Ubrana wyszłam z domu. Mam pięć minut. Jeszcze raz spojrzałam na adres i nagle mnie olśniło. Przecież właśnie na tej ulicy mieszkałam sześćdziesiąt lat temu. Błyskawicznie weszłam w jakąś boczną uliczkę. Ściągnęłam dość niewygodne buty i chwyciłam je za szpilkę w dłoń. Ostatni raz obejrzałam się dookoła. Czysto. Spróbowałam wyczulić jeszcze bardziej wszystkie swoje zmysły i z niebagatelną szybkością ruszyłam przed siebie. Czułam jak wiatr rozwiewa moje włosy i muska moją skórę. Bieganie, to zdecydowanie jedna z przyjemniejszych rzeczy.
 Choć moja przechadzka trwała może dwie i pół sekundy, to i tak moje włosy znów przypominały jedną wielką szopę. Założyłam szpilki i spróbowałam doprowadzić fryzurę do normalnego stanu. Wyszłam z zaułka i ponętnym krokiem doszłam do moje celu. Stałam przed wielkim, ciemnym domem, który był otoczony wysokim murem. Niepewnie zadzwoniłam domofonem i naciągnęłam sukienkę ku kolanom. Dosłownie po krótkiej chwili, bramka się otworzyła. Momentalnie nabrałam wewnętrznej siły i weszłam na parcelę. Zanim zdążyłam podejść do drzwi, w progu stanął dobrze zbudowany chłopak z burzą niesfornych ale zarazem seksownych loków na głowie. Ubrany był w ciemne rurki i białą koszulkę z bliżej mi nieznanym nadrukiem. Na to nałożona była czarna marynarka, a jego stopy zdobiły białe, krótkie converse.
- Ładnie wyglądasz. - Usłyszałam na wejściu.
 Na moje usta wkroczył uwodzicielskie uśmiech, a oczy przybrały intensywny kolor błękitu. Zmysłowo nachyliłam się w kierunku mężczyzny, tak że moje usta znalazły się parę milimetrów od jego płatka prawego ucha.
- Ty też niczego sobie. - Wyszeptałam zmysłowym głosem i nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie, weszłam do środka.
 Wystrój domu był dopracowany pod każdym kątem. Widać, że pracowali nad nim najlepsi kreatorzy wnętrz. Usiadłam na środku czarnej, skórzanej kanapy, która idealnie komponowała się z biało-kawowymi ścianami i założyłam nogę na nogę. Przez przypadek skrawek mojej sukienki podwinął się do góry, tym samym odsłaniając większą część mojego uda. Zsunęłam jednego buta z mojej pięty, tak że zwisał delikatnie, podtrzymując się tylko na moich palcach i stóp. Włosy założył na lewe ramie, a moje tęczówki tym razem były soczysto zielone.
- Chciałabyś coś do picia? Sok, woda? - Zapytał Harry, wchodząc wgłąb pomieszczenia.
- A masz czerwone wino?
 Czerwone wino, to jedyne co mogę wypić. Smak jest okropny, jednak jego konsystencja i barwa przypomina krew, przez co bardzo ułatwia mi zadanie.
- Zobaczę co da się zrobić. - Mruknął i zniknął za ścianą.
 Korzystając z jego nieobecności, wysunęłam kły. Przejechałam językiem po ich ostrzach i wewnętrznie się uśmiechnęłam. W ustach poczułam palący smak wampirzego jadu. Parę kropelek takiej substancji we wnętrzu człowieka i jego organizm zaczyna przeżywać istną wojnę. Każda, nawet najmniejsza komórka traci tchnienie życia i staję się nieśmiertelna, niezniszczalna. Cała transformacja trwa parę godzin. Tak przynajmniej mówiła moja przyjaciółka - Debby. Ona prawie dwadzieścia lat temu przemieniła swojego ukochanego. Ja jeszcze nigdy się tego nie podjęłam i nigdy do takowego wydarzenia nie dojdzie. Może i moim darem jest samokontrola, lecz wątpię aby po przebiciu się przez skórę ofiary, mogłabym przestać. Na koniec tak czy siak, skończyłoby się to śmiercią.
 Jest jedna rzecz, która mnie do dziś męczy. A mianowicie, kto mnie przemienił? Pamiętam tylko, że była to kobieta. Jednak reszta pozostaję dla mnie wciąż tajemnicą.
 Moje rozmyślania przerwały czyjeś kroki. Szybko schowałam moje narzędzia zbrodni i lekko się uśmiechnęłam. Styles wszedł do salonu z dwoma kieliszkami w dłoniach, które były do połowy wypełnione krwisto czerwoną cieczą. Chłopak podał mi naczynie, a sam usiadł na przeciw mnie. Powoli wzięłam małego łyczka. Poczułam jak nieprzyjemny smak rozchodzi się po moich ustach i spływa w dół gardła. Ze wszystkich sił próbowałam się nie skrzywić. Zmysłowo przygryzłam wargę i wzięłam głęboki wdech. Znów niesamowicie przyjemny aromat podrażnił moje nozdrza. Troszkę szkoda mi Kędzierzawego i jego rodziny. Nie zasługuję na taką śmierć. Lecz trudno...taka jak widać jest kolej rzeczy.

I'm your death love.
You shouldn't kiss me. You should fear of me.


~*~
 I oto rozdział drugi. Mam nadzieję, że chociaż Wam się on spodoba. 
Ja chyba jestem takim wampirem ._. O 5 nad ranem kończyłam ten rozdział, jednak ostateczny efekt jest teraz. Dziękuje za wszystkie komentarze! 
I jako wielka fanka zmierzchu, wszystko co tylko napiszę, kojarzy mi się z tą książką. Staram się aby to jaknajmniej przypominało tamtą historię, szczególnie że wątek jest inny, lecz jest trudno, kiedy wszędzie widze podobiznę.
Każdy komentarz od osoby, która przeczytała rozdział = Mocny, pokrzepiający kop w tyłek

Kocham Was! ♥
~Andżelika